Szef społeczności przygranicznej wyjaśnił, dlaczego w obwodzie sumskim nie odbywa się przymusowa ewakuacja.

W obwodzie sumskim władze dotychczas nie podjęły decyzji o przymusowej ewakuacji mieszkańców, nawet w obliczu pewnych zagrożeń. Takie oświadczenie złożył szef gminy Chotyn Mykoła Torianik.

'Aby mogła odbyć się przymusowa ewakuacja, ktoś musi podjąć odpowiedzialną decyzję. Niestety, w naszym przypadku, czy to dobrze, czy źle, mamy demokrację, przestrzegamy przepisów prawa dotyczących własności prywatnej, przynajmniej staramy się to robić. Gdyby była przymusowa ewakuacja, minęłoby 10 dni – i wszystko, ludzie by przeżyli i wszystko byłoby w porządku. Ale tak niestety trzeba ryzykować i Czerwonemu Krzyżowi, i 'Białym Aniołom', i funkcjonariuszowi policji społecznej

Torianik podkreślił, że nikt nie chce powtarzać tragicznych błędów przeszłości i przypomniał o znaczeniu słuchania zaleceń władz. 'Wszystkim gałęziom władzy łatwiej jest mówić, że ostrzegali ludzi, a oni nie posłuchali' - dodał.

Ile osób pozostało na terenie

Według słów Torianik, na terenie gminy pozostało około 350 osób, które odmawiają opuszczenia swoich domów, nawet w strefie ryzyka. 'Są starsze osoby, są tacy, którzy mają gospodarstwa… Są tacy, którzy wyjechali, a potem wrócili. Ale takich, którzy stanowczo pozostali, jest gdzieś 300. Choć strzelają, przybywają KABy… Mówimy ludziom: 'Wyjeżdżajcie, póki można wyjechać, póki może przyjść technika'. A oni ciągną do ostatniej chwili…' - opowiedział.

Zgodnie z Torianik, istnieje pewna kategoria ludzi, którzy potrzebują pomocy i ewakuacji, jednak dotarcie do nich jest już trudniejsze. 'Wiele takich sytuacji w całej strefie przygranicznej' - podkreślił.